piątek, 14 lutego 2014

Walę tynki

Padre zaczął po męsku...


ja trochę dopieściłam...

aż odsłoniliśmy kawałek szachulca.

Taki nasz prezent walentynkowy ;)
Kochajcie się!

czwartek, 6 lutego 2014

Meldunek

W końcu udało nam się przeprowadzić. Przedwczoraj zameldowaliśmy się w R. (i dzięki temu mamy 30% zniżki na gondolę w Świeradowie!)

Cały tydzień rozpakowywałam nas, a i tak sporo czasu nadal schodzi nam na szukaniu: Kochanie, nie wiesz może, gdzie jest...?? Odpowiedź rzadko jest pozytywna ;) Łojezu, jak można tak obrosnąć w rzeczy?! A i tak większą część mamy zgruzowaną na strychu u sąsiadów. Z dużym prawdopodobieństwem, że to, czego właśnie szukamy, znajduje się właśnie tam.
Późno wstaję, bo ciągle kiepsko sypiam. Chyba już odreagowałam traumę ostatnich tygodni w mojej byłej firmie... Ba, zdobyłam się nawet na to, żeby odmówić zaproszeniu szefa na uroczyste otwarcie naszego cuda w Żyg-żyg! ale wciąż jeszcze odpryski tej budowy nawiedzają mnie w snach. 
Obcięłam krótko paznokcie i używam lateksowych rękawiczek, bo popękała mi skóra na palcach i boli. Już się przyzwyczaiłam do wszechobecnego kurzu - jako że grzejemy się piecykiem na drewno - ale przecież to tylko popiół drzewny...

Tak, mamy ciepło. Wszyscy się o to nas pytają, więc potwierdzam: cieplutko mamy. Zresztą, jak ma nie być ciepło przy takiej wiośnie?

Pichcę. Gotuję zupy, robię surówki i wyciskam soki. Jutro upiekę pierwszy chleb tutaj (ciekawe, gdzie są foremki i waga? no cóż, najwyżej będę piekła na wyczucie) ;)

Wieczorami projektuję nasz przyszły Dom albo ogród albo koziarnię.
Koty dostały nową kuwetę 'Cabrio'... zamykaną... dość już mieliśmy odgłosów gwałtownego grzebania w żwirku nad ranem ;)


Ach... i powiesiłam w sadzie pierwsze pranie. Sznurek rozpięty pomiędzy czereśnią, jabłonią i gruszą. Znak, że już naprawdę mieszkamy ;-))
Że troszkę zdjęcia podciągnięte? Ale tak to właśnie widzę: przekolorowane. Nasycone. Zaskakująco pełne wolności. 
Pławię się w szczęściu. Mimo popękanych palców ;)
Ściskam czule,
Inkwi uwolniona ;)